Dzięki towarzystwu dwóch kucharzy poznaliśmy kilka rumuńskich specjałów, o których nie znajdzie się informacji w przewodnikach. Pierwszy nie ma nazwy, ale ciekawie smakuje i ma prosty skład: wódka, grecka ouzo i leśne owoce: jagody, borówki, maliny:) Czy mocne? Trudno ocenić. W górach ciężko o kaca.
Drugi to napar z jagód. Świetnie sprawdza się w górskich warunkach. Wystarczy zebrać wysuszonych gałązek z krzaczków jagód i wrzucić je do gotującej się wody. Dla aromatu, koloru i konsystencji warto dorzucić trochę świeżych owoców. Poczekać aż się ponownie zagotuje. Wyjdzie z tego pyszna jagodowa herbata. Świetnie smakuje posłodzona. Nam posmakowała tak bardzo, że postanowiliśmy wziąć ze sobą w dalszą drogę zapas zasuszonych krzaków jagód.
Poza piciem też jedliśmy. Na śniadanie głównie omlety. W schroniskach podają je z czym chcesz: serem, szynką, salami, kiełbasą etc. Natomiast na obiad je się zupy, a w zasadzie ciorby. My mielimy okazję spróbować tylko jednej, o nazwie ciorba de burta. Znaleziony w internecie przepis na tę zupę zamieszczę w osobnym poście. W tym nadmienię tylko, że fantastyczny jest sposób jej podania. Otóż do wraz z samą zupą, kelner osobno podaje kwaśną śmietanę w małym dzbanuszku, surowe żółtka oraz ostrą zieloną paprykę. Śmietany i rozbełtanych żółtek dolewa się wedle uznania. Podobnie dodaje się papryki.
Inny rumuński przysmak, jaki jedliśmy to mici - grillowane kiełbaski z mięsem mielonym bez flaka:) Dobre. Po zejściu z gór zjadłem dwa od razu, Roly zjadł ich siedem. Więcej powie zdjęcie:
Poza tym piliśmy palinkę, której trochę przywiozłem na pamiątkę do domu. Palinka to coś na wzór naszego bimbru. Można je kupić wszędzie w Rumunii, choć nie ma jej w oficjalnej sprzedaży. Wystarczy zapytać.
Poza piciem i jedzeniem było tez palenie. Z nazwy nic nie wymienię. Ale pokażę, w jakim stanie był Roly:)